Zające na kordonie

PREMIERA

lipiec 2018, Stodoła Chochół

Scenariusz: ROBERT WASILEWSKI
Reżyseria: KRYSTIAN WIECZYŃSKI
Konsultacja reżyserska: ROMUALD WICZA-POKOJSKI

Obsada:
MAREK TYSZKIEWICZ
KRYSTIAN WIECZYŃSKI
MACIEJ ZAWISZA
IGA JAMBOR-SKUPNIEWICZ
MARTA ANDRZEJCZYK
MARTA BOCIANIAK
AGNIESZKA REIMUS-KNEZEVIC/JUSTYNA BULICKA
ADAM BOCIANIAK
ADAM LISEWSKI
ROBERT WASILEWSKI
MAREK CZAJKA
AGNIESZKA ZALESKA
IGA WASILEWSKA
MARCIN MAJEWSKI
WOJCIECH SZEWCZAK/SZCZEPAN CHRZANOWSKI
ADAM MIERZEJEWSKI/JACEK PIEŃKOS
MARIUSZ GRUCHAŁA
MERSE VARGA

Oraz ELIZA PACZKOWSKA, LIDIA SKUPNIEWICZ, DOBRUCHNA BUCHHOLZ, ZUZANNA NOWOTKA, ANTONI MYŚLAK

Scenografia: BARTOSZ MYŚLAK

Muzyka i wykonanie:
KAJA WASILEWSKA, IGA WASILEWSKA,  MARTYNA CHOMUSZKO
ZESPÓŁ SAKS pod kier. ALEKSANDRA TOMASZCZYKA
RODZINNA FORMACJA WASILEWSKICH

Inspicjent: JOANNA PACZKOWSKA

W majówce udział wzięli Anna Bogusz i Arkadiusz Dziczek

Autorzy zdjęć: Arkadiusz Dziczek,  Łukasz Groda, Tomasz Mikita, Kaja Wasilewska

Komedia przemytnicza. Lata 20 XX wieku. Pogranicze Polski i Prus Wsch. (Mazowsze/Mazury). „Zielona granica”: szmuglerzy i pogranicznicy, Idealiści i karierowicze, bohaterowie i zdrajcy. Piękne panie i niepiękni panowie. Miłostki i pistolety. Przeźrocza czasu minionego. Fotoplastikon z muzyką lat 20 na żywo.

Na granicy (gwar. – „kordonie”) Prus Wschodnich i Polski przemyt odbywał się zarówno przez przejścia graniczne, jak i przez „zieloną” granicę. Mieszkańcy pogranicza nie traktowali tego czynu jako przestępstwa. Od pokoleń tutejsza ludność zajmowała się przemytem, nie czyniąc państwu większych szkód. Linię graniczną nazywano „rowem”, lekceważąc tym samym znaczenie granicy jako formalnej bariery. „Kordon” traktowany był przez okolicznych mieszkańców – zarówno pochodzenia polskiego, jak i niemieckiego – jako dodatkowa możliwość zarobkowa.
Po I wojnie światowej kontrabanda na styku Mazur i Mazowsza Płn. przebiegała dość intensywnie i sprawnie. Decydowały o tym sprzyjające warunki terenowe – liczne lasy, jeziora, rzeki – i narodowościowe: Mazurzy mieszkający po obu stronach granicy. Do Polski najczęściej przemycano sacharynę, cukier, wyroby alkoholowe, wyroby tytoniowe, artykuły przemysłowe (maszyny, naftę, rowery, zegarki, materiały tekstylne, obuwie, igły, zapałki, zapalniczki) oraz rodzynki, pieprz, sól. Z Polski natomiast wywożono artykuły rolne: drób (najczęściej gęsi), konie, krowy, świnie, owce, zboża, masło, skóry, jaja, nasiona roślin strączkowych, nici lniane, drewno.
Społeczność pogranicza zajmowała się przemytem na małą skalę, natomiast duży przemyt organizowany był głównie przez Żydów, korzystających często z usług tutejszych mieszkańców – drobnych przemytników („zajęcy”) – w celu przerzucania towaru przez granicę.
Przemyt dorywczy nierzadko stawał się pierwszym etapem przestępczej „kariery” zawodowej. Bywało często, że drobny przemytnik, w miarę osiąganych zysków, rozszerzał swoją działalność, nosząc towary nie tylko dla siebie, ale i dla sąsiadów – na zlecenie.
Z czasem na pograniczu zaczęły pojawiać się zorganizowane szajki przemytnicze, dobrze wyposażone i uzbrojone, finansowane przez bogatych kupców i osoby wpływowe ze świata polityki. Niejednokrotnie korumpujące strażników granicy.
Towary przemycane przez grupy przemytnicze trafiały zazwyczaj do dużych ośrodków miejskich, m.in. Białegostoku, Warszawy, Grodna, Gdańska, Królewca, skąd wędrowały następnie do paserów w różnych częściach Europy.
Do roku 1939 granica nie stanowiła problemu politycznego. Ludność przygraniczna po obu stronach nie przejawiała dużego zainteresowania działalnością polityczną. Stosunek mieszkańców i urzędników Polski i Prus Wsch. w tym miejscu był sobie wzajemnie życzliwy. Rokrocznie w kilku miejscowościach przy „kordonie”, mieszkańcy obu graniczących ze sobą stron, korzystając z możliwości małego ruchu granicznego, spotykali się wspólnie na różnego rodzaju majówkach i festynach.
Pod koniec lat trzydziestych dobrosąsiedzkie stosunki przygraniczne pomiędzy Polakami i Niemcami zaczęły się psuć.
Jeden z ówczesnych mieszkańców pogranicza opisał ciekawie pewną zwadę, która wyglądała mniej więcej tak: – Latem 1939 roku dzieci z polskiej wsi wdały się w bójkę z dziećmi mieszkającymi po drugiej stronie granicy. Cała „bitwa” odbywała się tuż nad rowem granicznym raz po jednej, raz po drugiej stronie granicy. Młodzi uczestnicy bijatyki nie szczędzili wyzwisk przeciwnikom. Poszło o „ziemie graniczne i racje dziejowe”.
Dziecięcych „wrogów” rozdzielili dopiero strażnicy z obu stron granicy.
We wrześniu tego roku ci sami strażnicy zaczęli do siebie strzelać. „Zające” zniknęły z „kordonu”.

(Tekst powstał m.in. w oparciu o artykuły i opracowania zamieszczone w Komunikatach Mazursko-Warmińskich)